Forum motorowerowe

Hej, mam pytanie, nie wiem jak to fachowo nazwać, ale podczas jazdy "wyrwało" świece zapłonową. Wszystko było ok, zatrzymałem się, wyłączyłem silnik, po chwili z lekkim trudem, ale uruchomiłem go znowu (wcześniej startował bez problemu) po przejechaniu kilkunastu metrów usłyszałem tylko "strzał", po czym zorientowałem się, że świeca wisi tylko na tym kablu WN, już niestety poza cylindrem.
Po tym zdarzeniu zaróno gwint świecy jak i głowicy nie nosi żadnych znamion uszkodzenia, dodam, że po chwili wkreciłem świece na swoje miejsce i bez problemu mogłem kontynuować jazdę.

Jaka może być tego przyczyna? Nie mam klucza dynamometrycznego, więc świece zawsze dokręcałem z wyczuciem, aby nie uszkodzić gwintu. Może była za słabo dokrecona, a może ma to zwiazek z czymś innym? Mam wrażenie, że chyba za dużo paliwa dopływa do gaźnika, może coś w tę stronę?

Przed tym zdarzeniem jeździłem cały dzień i silnik pracował równo i nie wydawał żadnych niepokojących dźwieków. Nie często używam motoroweru, można powiedzieć że wiekszosć swojego życia spędza w piwnicy, ale po wyciagnieciu uruchomił się bez problemu, za pierwszym razem, po conajmniej roku przerwy.

Nie mam doświadczenia w tej kwestii, a chętnie dowiedziałbym się czym to mogło być spowodowane. Dzięki za odpowiedzi, pozdrawiam.

Skoro gwinty nie mają śladów uszkodzeń to obstawiam, że to przez zbyt słabe dokręcenie. Po prostu świeca się ciągle odkręcała po trochu aż kompresja ją "wyrzuciła".

Miałem raz tak samo, za słabo dokręcona.
Tyle ;)

Hmm, brzmi logicznie. Dzięki za odpowiedzi Panowie ;)