Ostatnio z kumplem nam się nudziło, to wsiadamy na jawe i jedziemy.
Jedziemy na pobliską wieś, i nagle patrzę a tam taka fajna scieżka w lesie, mówie: dobra jedziemy, zobaczymy jaką ma siłę ta jawa ; p (nie katuje jej, wręcz przeciwnie, bardzo o nią dbam, tylko sprawdzałem), jedziemy, jawka pod duże górki nie miała siły.
Skręciliśmy w lesie gdzieś w lewo, wiedziałem że w kierunku następnej wsi, ale się pomyliłem.
Jedziemy, ja rozglądam się bo nigdy tam nie jechałem, było z górki, może z 50 km/h.
No i jedziemy, a patrze, a tam coś więcej żwiru, i taka górka po środku (jak to w lesie)
Dałem odrazu po tylnym, jako że kolega z tyłu to nas trochę zarzuciło, no i jak się można domyślić wjechałem na górkę pełną żwiru, wywaliliśmy się na lewy bok.
Na początku nie wiedziałem co się działo, jawa ryczała bo roll gaz się zaciął...
Zgasiłem jawę, kolega poparzył się o tłumik, podnieśliśmy ją, musieliśmy nastawić kierownicę na prosto, błotnik cały się zgiął i porysował, lusterko ustawic
Mówię trudno, mówię koledze, wracamy się skąd przyjechaliśmy, jedziemy, jedziemy może z 5 km od miejsca wywalenia (a od tego miejsca do tego skrzyżowania jechaliśmy może z 2 min.), nigdzie nie widać tego, tzn pełno skrzyżowań, ale pełno z piaskiem i kto wie z jakimi niespodziankami...
Dobra, mówię koledze, straciliśmy się, w międzyczasie zadzwonił mi telefon dzwoni kolega pyta się gdzie jesteśmy bo z dziadkiem od kolegi coś jest, patrze w bak, może pól litra, dopchaliśmy, do końca lasu, bo paliwa mało, po długich błądzeniach trafiliśmy na wieś oddaloną od domu jakieś 11 km i stamtąd ruszyliśmy jak najszybciej, a benzyny starczyło
dojechaliśmy do domu o 21, w krótkich koszulkach, była to jeszcze wiosna, więc zimno i ciemno o tej porze...Reszta przygody przebiegła bez problemowo.
Przygoda 2
Jako że od rana świeciło słońce, ale szły czarne chmury, ale daleko, wyciągłem jawe i bez zastanowienia pojechałem na wieś oddaloną 10 km..
Stanąłem by napić się jakiejś cieczy, i żeby jawa trochę ochłodła, zaczęło kropić, patrze w górę, te czarne chmury nademną, odrazu odpaliłem motorek i jechałem w kierunku domu, wyjechałem ze wsi, zaczęła się ulewa, jawa zaczęła przerywać, ale w myślach błagałem "tylko się teraz nie zepsuj!", ale jade, jestem w Miedarach, 3 km od domu, taka ulewa, ja w kasku bez szybki, zaczął padać grad wielkości piłek ping - pongowych, nic nie widze!.
Jawa co jakiś czas przerywała, ale jechałem bo nie chciałem się zatrzymywać, dojechałem, wszystko mnie bolało od gradu, schowałem jawę, byłem przemoczony do suchej nitki, wszystko mokre, a za ciepło nie było..
